piątek, 2 grudnia 2016

od Dalrana - cd Seline

Dalran zadrżał, po raz kolejny w duchu przeklinając samego siebie za bycie na tyle głupim, by wyjść nocą na ośnieżone podwórze niemalże w samej cienkiej koszuli. Mógłby co prawda spokojnie wrócić do przeznaczonemu mu przez gospodarzy pokoju po gruby, podbity futrem płaszcz, ale obawiał się, że przy okazji zbudziłby domowników, z dwojga złego wolał więc jednak marznąć na zimnie. Potarł własne ramiona, starając się wykrzesać skąd choć odrobinę zbawiennego ciepła. Cholera. Mógł chociaż narzucić na siebie coś więcej niż lekką skórzaną kurtę, cokolwiek, co choć odrobinę bardziej ochroniłoby go przed mrozem szczypiącym nieprzyjemnie w policzki i powiewami przenikliwego wiatru hulającymi w najlepsze pod materiałem jego koszuli.
Śnieg spadł dość niedawno i wciąż był świeży, skrzypiąc cicho pod butami mężczyzny gdy ten szybkim, typowo żołnierskim krokiem przemierzał podwórze, kierując się w stronę ciemnego budynku na jego tyłach, który, jak zdążył zauważyć tuż po przybyciu, pełnił rolę stajni. Klacz jego siostry była ciężarna i dziewczynka, choć jeszcze kilkanaście godzin wcześniej zapierała się rękami i nogami że nigdzie nie pojedzie jeśli nie będzie mogła dosiąść swego ulubionego kuca, bardzo martwiła się o stan jej i jej nienarodzonego źrebięcia. A Dalran nie potrafił odmówić ani jednemu błagalnemu spojrzeniu jej ogromnych, zawilgotniałych od pierwszych łez niepokoju oczu. Zgodził się bez większych sporów osobiście sprawdzić, czy z wierzchowcem małej lady aby na pewno wszystko jest w należytym porządku - siostrzyczka najwyraźniej niezbyt ufała osądowi nieznanych sobie służących i wolała, by konia obejrzał ktoś dobrze jej znany i zaufany. Fakt, że padło akurat na niego, niespecjalnie go dziwił - z siostrą zawsze świetnie się rozumieli, znacznie lepiej, niż którekolwiek z nich rozumiało się z ojcem lub starszym bratem. Logicznym było, że Tarla w pierwszej kolejności z podobnym problemem przybiegnie właśnie do niego - i równie logicznym, że on sam nie odmówi.
Los chciał najwyraźniej, by nie tylko on wpadł na pomysł wieczornego spaceru.
Płomień świecy w dłoni Seline zgasł z cichym sykiem akurat w momencie, w którym Dalran zbliżył się na odległość wyciągniętej ręki, pozostawiając po sobie jedynie smużkę jasnego dymu, ledwie widoczną w słabym blasku księżyca wyglądającego nieśmiało zza chmur. Rycerz uniósł dłonie jakby w poddańczym geście, uśmiechając się przepraszająco.
- Wybacz, pani, jeśli cię przestraszyłem, nie miałem takiego zamiaru - jego oddech zmienił się w chmurkę pary, gdy mężczyzna przemówił, przerywając głęboką, nocną ciszę. - Jeśli mogę ci w czymś pomóc, powiedz, jestem do usług. Obawiam się bowiem, że pytanie cię o to, co robisz tu sama o tak późnej porze, z jedynie kocem na ramionach, będzie musiało poczekać aż znajdziemy się gdzieś, gdzie nie będzie grozić nam zamarznięcie.
Sam nie był pewien, czy lepiej będzie zasugerować jej powrót do budynku, czy zaoferować ramię i niespotykaną możliwość obejrzenia ciężarnej klaczy w samym środku nocy - pierwsza możliwość brzmiała bądź co bądź znacznie rozsądniej. Z drugiej jednak strony stajnia była solidnym, murowanym budynkiem, o zamkniętych okiennicach i bladą smugą światła sączącą się przez szparę pod drzwiami, Dalran miał więc powody by podejrzewać, że i w niej będzie znacznie cieplej niż na mrozie, na którym na chwilę obecną oboje stali.


Seline? Tak trochę krótko tym razem, ale może następnym będzie lepiej. ;D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała prudence. z Panda Graphics.