Rozejrzałam się jeszcze raz po podwórzu, ale nie zauważyłam więcej kruka, więc przypisałam pierwsze ważenie swojej wyobraźni. Zwróciłam wzrok na mężczyznę, kręcąc głową.
- Nie potrzebuję pomocy... - zaczęłam z westchnieniem, a widząc, że Dalran spogląda na stajnię, skinęłam w tę stronę głową. - Sądzę, że jest tam wystarczająco ciepło - zapewniłam. - Czy właśnie tam zmierzasz, sir? - zapytałam, wyczytując wszystko z jego spojrzenia.
- Lady - uśmiechnął się, podając mi ramię, które ujęłam i podążyliśmy w tamtym kierunku, chcąc schronić się przed zimnem.
Kiedy tylko otworzyłam drzwi do stajni, od razu owionął nas charakterystyczny zapach koni i ciepło, które wydawało się wybawieniem po pobycie na zewnątrz. Dalran zamknął za nami drzwi, a ja w całkowitej ciemności zdałam się na swoją pamięć i podeszłam do pochodni znajdującej się na ścianie. Zapaliłam ją, oświetlając pomieszczenie.
- Jeśli martwi się lord o konie, mogę zapewnić, że nasi stajenni są sumienni i troszczą się o zwierzęta - zapewniłam wskazując na boksy. - Żadnego z koni nie powierzylibyśmy niezaufanej osobie.
- Nie wątpię w to - uśmiechnął się Dalran. - Po prostu moja siostra bardzo martwi się o swoją klacz i, bez urazy, wolała, bym upewnił się, że nic jej nie grozi, gdyż jest ciężarna.
Skinęłam głową, nie uznając jego słów za obrazę, a raczej doceniłam je, odnajdując w nich troskę; i o zwierzę, i o siostrę.
Podeszliśmy więc do boksów, by lord mógł na własne oczy przekonać się o stanie zarówno klaczy, jak i innych swoich koni, a ja podeszłam do boksu jednego z ogierów należących do ojca. Był żywiołowy i czarny jak kruki, których ostatnio tak wytrwale wypatrywałam. Widać było po nim, że jest już dojrzały, ale jeszcze młody i pełen sił. Wyciągnęłam rękę w jego stronę, dotykając miękkiego pyska konia, który na razie nieufnie obserwował każdą próbę pieszczot.
- Należy do ciebie? - zapytał Velaryon, a ja drgnęłam, nie wiedząc, że stanął tuż za mną.
- Do ojca - odpowiedziałam tylko, opuszczając dłoń, która od razu została trącona przez mokry nos mojej wilczycy, która zazdrosna, także domagała się mojej uwagi. - Znalazł go niedawno, błąkającego się niedaleko. Był cały poraniony - powiedziałam cicho, wskazując na szramy znaczące gdzie nie gdzie umięśnione ciało pięknego ogiera. - Myślę, że może to być koń jednego z rycerzy. Że może to był koń jednego z rycerzy. Nikomu nie pozwala się dosiąść. Zwierzęta się przywiązują, a ten ogier na pewno był wierny właścicielowi, którego by nie zostawił. Widać też w jego oczach strach, który może powodować tylko wojna. W oczach ludzi też wiele razy widziałam ten strach, chociaż równie dobrze może to być zdumieniem nad ludzką okrutnością...
Kiedy odwróciłam się i zobaczyłam, że Dalran przygląda mi się uważnie, spuściłam wzrok, zawstydzona własnym wywodem.
- Przepraszam, nie przyszliśmy tu po to, bym zanudzała cię...
- To było ciekawe - zapewnił mnie mężczyzna. - I bardzo dojrzałe... Martwisz się o brata, prawda? - zapytał.
Już miałam zapytać, skąd wie, ale zrozumiałam, że mojego zdenerwowania na każdą wzmiankę o Arkadiusie nie da się nie zauważyć, skinęłam więc głową, podchodząc do boksu klaczy lady Velaryon.
- Czy jesteś już spokojny o zwierzę? - zapytałam z nieśmiałym uśmiechem, spoglądając na kuca.
(Dalran?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz