środa, 8 listopada 2017

Od Lyanny C.D. Arkadiusa

Cały ostatni czas był dla mnie utrapieniem - śmierć ojca, wojna, mały Edwin Yarwyck... obowiązki, wymagania, oczekiwania. To nie tak, że mój małżonek sobie nie radził - wręcz przeciwnie, póki co zdawał się być dobrym królem. Pomijając wszelkie sprawy personalne między nami, które nie miały się najlepiej, uważałam go za całkiem inteligentnego człowieka. Zdaje się, że miał w głowie interes królestwa, co niezmiernie mnie cieszyło. Dbanie o to było swoistym hołdem dla mego ojca, który poświęcił całe swoje życie na walce o jego dobre imię.
Po codziennej toalecie, wyszłam na korytarz w poszukiwaniu lekarza, który miał się opiekować lady Yarwyck. Miałam najszczerszą nadzieję, że będzie zdrowa i nie osieroci biednego Edwina, który był doprawdy rozkosznym dzieciakiem. Trochę przypominał mi moich braci, gdy byli młodzi...
Doktora znalazłam w jego komnacie, pochylającego się nad arkuszem papieru. Zapisywał coś energicznie, a na moje wejście oderwał się od notatek i pokłonił nisko. Gestem głowy poleciłam mu, by wstał.
- Jak się ma zdrowie lady? - zapytałam jakimś nieswoim głosem. Ścisnęłam dłonie z nerwów, wbijając wzrok w ciut zmieszanego medyka.
- Cóż... - zaczął zachrypniętym głosem, lecz zaraz odchrząknął - ... udało mi się ustabilizować stan lady, lecz coś nie grało. Kiedy wszystko wychodziło na prostą, dzisiaj rano... nagłe dreszcze. Zimny pot. To musi być jakaś infekcja albo paskudne choróbsko.
- Czy da się to wyleczyć? - zmarszczyłam brwi. Lekarz zamilkł, potrząsnął głową delikatnie i cmoknął z niezadowoleniem.
- Przy takiej temperaturze... wątpię. - odparł ze smutkiem - Myślę, że to kwestia dnia albo dwóch, zanim lady Yarwyck przyjmą bogowie. Nie chcę robić zbędnych nadziei, nie daję już lady szans. Aktualnie tkwi w nieprzytomności, możliwe, że się nie obudzi.
- Rozumiem. - spuściłam głowę. Wiedziałam od początku, że nie można było wykluczać opcji śmierci damy, ale ta wiadomość była dla mnie jakaś... nierzeczywista. Może miałam za dużo nadziei? Może podchodziłam do tego zbyt optymistycznie? Biedny Edwin... niby został mu ojciec, ale cóż to za ojciec w niewoli? Wątpliwe jest, że uda nam się go w jakikolwiek sposób jeszcze odbić.
Podziękowałam za informację i wyszłam z powrotem na chłodny korytarz. Pomyślałam, że po prostu podejdę prędzej to Sali Narad, skoro i tak nie miałam nic szczególnego do roboty. A nuż kogoś spotkam albo z kimś pogawędzę.
Wpierw wpadłam na mego małżonka. Był czymś wyraźnie zaaferowany - miałam wrażenie, że chodzi o przebieg wojny. Czy musiało być jeszcze gorzej? Szedł żywym krokiem, aż napotkał mnie.
- Coś się stało? - zatrzymał się i spojrzał mi w oczy. Jego przenikliwe spojrzenie wymagało odpowiedzi i nie znosiło kłamstwa.
- Sprawa lady Yarwyck... - wymamrotałam, nie odrywając wzroku.
- Wiem, słyszałem. - westchnął głośno, przymykając na chwilę oczy - Pytanie tylko, co z młodym. Chyba nie będzie się wychowywał na królewskim dworze?
- Dlaczego nie? - wzruszyłam lekko ramionami - Dziedzic silnego rodu nie może ot tak pójść do sierocińca wraz z dziećmi rzemieślników czy biedaków. Moim zdaniem powinien zostać na dworze, gdzie będzie edukowany i ćwiczony walki, jak każdy inny chłopiec jego pochodzenia.
Król zamilkł na chwilę, najwyraźniej analizując moją sugestię. Koniec końców ucałował tylko moje czoło i wyszeptał:
- Zobaczymy.
I poszedł.
Odprowadzałam go wzrokiem do czasu, kiedy skręcił i zniknął mi z oczu.

***

Zebranie miało nastąpić już niebawem, więc powoli szykowałam się do spotkania. Kilka razy poprawiałam naszyjnik, wygładzałam suknię... denerwowałam się na nowości. Tym bardziej, że ciągle było coraz gorzej. Co będzie następne? Atak na Królewską Przystań? Spalenie połowy grodów naszych sojuszników? Nic mnie już nie zdziwi...
Nie spodziewałam się, że natrafię na sir Arkadiusa. Najpewniej odczuł mój nie najlepszy humor, gdyż od razu zapytał, co się stało. Czy mężczyźni mają jakiś dar do odczytywania takich rzeczy, czy to po prostu tak bardzo po mnie widać?
- Tak, chodzi o lady Yarwyck. - nabrałam powietrza, by ciągnąć dalej: - Najpewniej odejdzie jutro, pojutrze. Jej stan jest zbyt ciężki, osieroci Edwina. Tak strasznie mi go żal. - nie wiem, dlaczego po moim policzku popłynęły łzy. Z żalu nad niewinnym chłopcem? Od nadmiaru przytłaczających rzeczy ostatnimi czasy? Dlaczego?
Otarłam naprędce policzki.
- Przepraszam... - szepnęłam - Nie powinnam się tu rozklejać. Cóż... do zebrania jest jeszcze chwilka, byłam przed chwilą na sali, jeszcze nikt nie przybył.

Arkadius?
Wieeem, że to opowiadanie definitywnie nie jest quality!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała prudence. z Panda Graphics.