środa, 22 marca 2017

Od Arkadiusa C.D. Lyanny

Czując dotyk słodkich ust księżniczki Lyanny na swoich, nie mogłem powstrzymać się przed pogłębieniem pocałunku. Ująłem delikatnie twarz lady w dłonie. Lyanna wydawała mi się tak bardzo krucha i delikatna, widziałem jednak wiele razy siłę i determinację w jej pięknych oczach. Jednak teraz, tak blisko mnie, znów była dla mnie delikatną damą, którą chciałem za wszelką cenę chronić.
Zakończywszy długi, czuły pocałunek, oboje dyszeliśmy cicho. Lyanna oparła swoje czoło o moje, a ja przymknąłem lekko oczy, widząc, że nie powinniśmy tego robić. Jednak ta słodka chwila znaczyła dla mnie więcej, niż wszystkie moje zwycięstwa w bitwach, na turniejach... Więcej niźli moja pozycja. Ta ulotna chwila z Lyanną była warta więcej niż najodważniejszy dotyk i pieszczoty innych pięknych dziewcząt.
- Moja księżniczko - szepnąłem, patrząc jej w pełne trosk oczy. - Proszę, nie smuć się.
- To nie przystoi - powiedziała cicho, nie odsunęła się jednak ode mnie nawet na milimetr. - Jutro...
- Jutro wyjdzie lady za ser Reeda i będzie lady szczęśliwa, u jego boku - zauważyłem, starając się zamaskować smutek słyszalny w moim głosie. Ująłem dłoń Lyanny i uniosłem j do ust, delikatnie całując każdą z jej kostek. - To dobry człowiek i szlachetny mąż. Pokochasz go, pani.
Lyanna nie skomentowała moich słów, zamiast tego tylko skinęła głową. Przez chwilę wahałem się, jednak nie trwało to długo i zaraz natarłem swoimi ustami na usta księżniczki, całując ją z równą pasją, jak wcześniej, Lyanna jednak nie pozostawała mi dłużna. Kiedy po raz kolejny odsunęliśmy się od siebie, uśmiechnąłem się delikatnie. Kochałem dziewczę piękne jak lato, co miało słońce we włosach, zanuciłem w myślach. Słysząc w ogrodzie czyjeś kroki, które stawały się coraz głośniejsze, odsunąłem się niechętnie od księżniczki.
- Pewnie już nas szukają, pani - powiedziałem cicho. - Ja powinienem razem z innymi Gwardzistami zajmować się zapewnieniem lady i przyszłemu królowi bezpieczeństwa na jutrzejszej ceremonii. Za to ty, moja pani, będziesz jak zawsze najważniejsza i najpiękniejsza - zauważyłem uprzejmie. - Piękna jak zimowa róża... - dodałem cicho.
- Powinniśmy wracać do zamku - zgodziła się ze mną Lyanna. Zawahałem się, czy wypada, jednak nie mogąc się powstrzymać, zaoferowałem jej ramię. Nie doszliśmy jednak do zamku, gdy moim oczom ukazał się młody chłopiec, który od niedawna był moim giermkiem, Podrick. Biegł przez dziedziniec, jednak gdy mnie zauważył, zwolnił i zaczął powoli i dumnie iść. Uśmiechnąłem się rozbawiony, widząc, że młodzieniec zamiast zachowywać się jak chłopiec, próbuje już postępować jak mężczyzna oraz być dumny jak rycerz.
- Ser Arkadiusie, posłano mnie po ciebie - powiedział, nie udało mu się jednak ukryć zadyszki po biegu. Najwidoczniej musiał już od jakiegoś czasu mnie szukać. - Białe płaszcze...
Skinąłem lekko głową chłopcu, który umilkł, a ja zwróciłem wzrok na towarzyszącą mi księżniczkę. Lady zabrała rękę, którą ujmowała mnie pod ramię, a ja skłoniłem się jej lekko i ucałowałem jej dłoń.
- Przepraszam cię, moja lady - powiedziałem uprzejmie. - Wzywają mnie obowiązki.
- Oczywiście - odparła dama. - Możesz odejść.
Skłoniłem się jeszcze raz i odwróciłem do Podrick'a, za którym ruszyłem do zamku.

***
W dzień ślubu księżniczki Jorym Reedem zarówno Białe płaszcze, jak i straż miejska, a także wszyscy najemnicy mieli wiele do zrobienia, nie mogłem więc nawet przelotnie spojrzeć na Lyannę, choć tak bardzo tego pragnąłem. Zapewne ona także miała wiele przygotowań przed sobą i niechybnie siedziała w swojej komnacie, otoczona przez służki. Całe królestwo radowało się na dzisiejszą uroczystość i z każdego kąta w Królewskiej Przystani dało się słyszeć wiwaty pod adresem księżniczki Lyanny i jej przyszłego męża. Rycerze zajmowali się obstawianiem bram i zabezpieczaniem dzisiejszej uroczystości, mieliśmy więc pełne ręce roboty.
Kiedy jednak na chwilę zaszedłem do swojej komnaty, wyjąłem z kufra jedwabną sakiewkę, w której trzymałem kupioną z myślą o tym dniu delikatną bransoletkę z białego złota, zdobioną szmaragdami, które przywodziły mi na myśl kolor oczu mojej księżniczki. Jeśli wierzyć kupcowi, biżuteria ta pochodziła aż z Asshai. Przymocowałem sznureczki jedwabnego woreczka do łodygi niebieskiej, zimowej róży i przywołałem do siebie Podrick'a.
- Księżniczka Lyanna ma dziś swój wielki dzień - powiedziałem do niego, ukrywając w głosie smutek. - Chciałbym, by dostała ode mnie prezent ślubny, nie mam jednak czasu podarować go jej osobiście, tak samo jak pewnie księżniczka nie ma na to czasu. Chciałbym cię prosić, byś posłużył mi za posłańca - powiedziałem do chłopca, obracając w dłoniach kwiat.
- Chętnie, sir, ale czy wpuszczą mnie do komnaty lady Lyanny? - zapytał ze zwątpieniem.
- Poproś o przekazanie prezentu którąś z bliskich służek księżniczki Lyanny - poradziłem, podając chłopcu różę z przytwierdzoną do niej sakiewką. - Liczę na ciebie, Podrick'u, ponieważ muszę już wracać do obowiązków.
Po minie giermka poznałem, że doskonale wywiąże się z zadania, tak jak ze wszystkich, które mu powierzałem. Był inteligentnym i ambitnym chłopcem.
- Powinienem przekazać dodatkowo jakąś wiadomość albo dodać, iż to od ciebie, ser? - upewnił się chłopiec.
- To absolutnie zbędne - uśmiechnąłem się do niego. - Księżniczka dostanie dziś wiele prezentów, mój nie jest wcale szczególny.
- Jeśli mogę zapytać... Dlaczego nie podarujesz księżniczce prezentu po ślubie, jak każdy, ser? - zapytał chłopiec, nie rozumiejąc.
- Księżniczka będzie zajęta mężem i ważnymi gośćmi - wytknąłem. - Dosyć już pytań. Zmykaj.
Kiedy Podrick odszedł, ja także udałem się do dowódcy Gwardii Królewskiej, który razem z innymi Gwardzistami dopracowywał szczegóły obronne uroczystości.

(Lyanna?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała prudence. z Panda Graphics.