środa, 30 listopada 2016

Od Philippe'a do Christiana

Z daleka obserwowałem złotą zastawę zdobioną prawdopodobnie ametystem. Podążałem za właścicielem mieszkania, nie spuszczając wzroku z drogich przedmiotów, odkąd tylko przekroczyłem próg. Przygryzłem wargę, jakbym próbował pożreć wzrokiem jego bogactwo. Przytakiwałem na opowieści, obmyślając plan jak ukraść te skarby.
- Mam nadzieję, że zostaniesz trochę dłużej. - odwrócił się wreszcie w moją stronę, torując mi przejście. Tęgi mężczyzna o bladej cerze kontrastującej z czarnymi jak smoła włosami i zarostem uśmiechnął się uwodzicielsko kładąc dłoń na moim ramieniu. Był średniego wzrostu, ale ze względu na moje niecałe 170 centymetrów i tak wydawał się wielki.
- Tak właściwie, to powinienem już iść. Rodzice będą się martwić. - mruknąłem subtelnie zwracając się w stronę drzwi.
Odetchnął głęboko. Nic nie powiedział. Zlustrował mnie dogłębnie, marszcząc brwi. Wiedziałem, że coś do niego dotarło. Nie chciałem czekać na dalszy rozwój akcji, więc rzuciłem mu pożegnalny uśmieszek i szybkim krokiem pognałem do wyjścia.
Coś z okropną siłą pochwyciło mój bark i szarpnęło w bok zmuszając mnie bym przylgnął do ściany. Jęknąłem ze zdziwienia widząc jak, jakkolwiek jego imię brzmiało, stanął naprzeciw z założonymi rękami na piersi.
- Co masz w torbie? - zapytał, jak gdyby przeczuwał co można tam znaleźć.
- Swoje rzeczy... - wzruszyłam ramionami, zerkając kątem oka na brudnozieloną, znoszoną torbę, przewieszoną na jednym pasku przez ramię.
Pochwycił za jeden koniec zrywając mi ją z szyi. Drogocenne rzeczy porozsypywały się po podłodze, wydając charakterystyczny dźwięk przez, który serce zabiło dwa razy szybciej. Złapałem z ziemi jakiś kielich na prędko i popędziłem przed siebie. Nie byłem sportowcem. Siły dodawał mi jedynie strach napędzany przez krzyki o mojej śmierci i pogoń. Przytrzymałem zdobycz zębami by móc odwiązać rumaka. Palce nie chciały współpracować na mrozie, a wróg był coraz bliżej. Z paniki łzy zaczęły napływać do oczu, a oddech przyśpieszył bardziej, niż Apollo, gdy galopuje. Udało się.Ponagliłem ogiera wskakując na jego grzbiet. Uratowany. Przekleństwa rzucane w moją stronę tylko umocniły mnie w moim małym zwycięstwie. Śmiech towarzyszył mi przez całą drogę do miasta.

***

Próbowałem sprzedać skradziony przedmiot, ale jakoś średnio mi to szło. Zatrzymałem się koło kolejnego kupca, kiedy wysoka, raczej szczupła osoba oparła się o drewniany budynek tuż przy nas.
- Skąd taki chłopaczek jak ty to wziął? - prychnął pod nosem przejeżdżając językiem po dziąsłach.
Z uśmiechem kontynuowałem obserwowanie jak jakiś naiwniak oglądał przedmiot, ignorując przy tym drugiego.
- Ukradłeś. - ukrócił mierząc mnie wzrokiem od stóp do głów. W jego głosie nie było słychać żadnej groźby. Był raczej rozbawiony moim zakłopotaniem.
Handlarz słysząc to natychmiast zwrócił mi do rąk obejrzaną rzecz i odszedł z dziwnym grymasem. Przymknąłem oczy i powoli wypuściłem powietrze, chcąc w ten sposób się uspokoić.
- Albo... - mruknął przerzucając oczami w sztucznym zamyśleniu. - To Twoja zapłata. - kąciki ust obcego uniosły się w górę sprawiając, że jego twarz wyglądała jeszcze bardziej cynicznie, niż normalnie. - Szczerze... Nie dałbym tyle. - przeszedłszy obok skwitował, łapiąc mnie za tyłek.
Odskoczyłem gwałtownie, łapiąc z nim kontakt wzrokowy.

Christian?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała prudence. z Panda Graphics.