wtorek, 31 stycznia 2017

Od Lyanny C.D. Arkadiusa

- Sir... - zaczęłam cicho, podnosząc wzrok, jednak, spostrzegłszy jego gniewne i pełne uporu spojrzenie, zaniechałam mówienia. Odwróciłam twarz, błagając w duszy lorda Dowódcę, by jakoś zaoponował, sprzeciwił się, cokolwiek, byleby tylko sir Arkadius był bezpieczny. Nic takiego jednak się nie stało, gdyż każdy zdał sobie sprawę, że przemawianie do niego byłoby tylko syzyfową pracą. Moim zdaniem wciąż był za słaby, a i niezwykle lękałam się o jego życie, dlatego tak bardzo nie chciałam, by wyruszał tam sam; jak dla mnie było to istne szaleństwo. Patrząc na to wszystko z boku, myślałam sobie, że sir Firewood był tak naprawdę jedyną osobą, przy której czułam się bezpiecznie. Nie mogłam znieść myśli, że akurat w tej sprawie nie mam praktycznie głosu. Gdy mężczyzna zobaczył, że nikt nie ma już wyraźnej chęci dyskutowania z nim, odszedł od nas i opuścił pomieszczenie.
- Nic nie da się zrobić? Przekonać go? - zapytałam z nadzieją, patrząc kolejno po wszystkich twarzach. Lord Dowódca pokręcił tylko głową, zrezygnowany.
- Wątpię, lady Weaver. - rzekł - Jak się uparł, to tak nic go nie powstrzyma.

***

- Musisz jechać, sir? - zapytałam, rozpaczliwie próbując jeszcze odmienić jego decyzję. To był ostatni moment, żeby go przekonać, gdyż już szedł po konia i miecz. Podążałam za nim jak jakiś cień, nie odrywając od niego wzroku.
- Muszę, moja lady. - odparł szybko, nawet nie spowalniając. W tym momencie uświadomiłam sobie że smutkiem, że chyba jednak go nie przekonam. Spowolniłam kroku.
- Ale nie daj już sobie nic zrobić, proszę. - rzekłam, zrezygnowana - Naprawdę, naprawdę boję się o ciebie, sir. Dopiero co wyratowaliśmy cię spod miecza Stoutów, a ty, nawet do końca nie wyzdrowiawszy, już ładujesz się w niebezpieczeństwo kolejny raz.
- Taki jest mój obowiązek, pani. - odparł , wreszcie zwracając się w moją stronę - Bronić królestwa i pomagać mu że wszystkich sił. Nie mogę siedzieć bezczynnie, kiedy wszyscy inni coś robią.
Westchnęłam, lecz niemalże niewidoczne, starając się zachować kamienną, niewzruszoną twarz. Gwardzista wprowadził już wierzchowca ze stajni i wyszedł przed bramę. Otuliłam się mocniej futrem, gdyż tu było o wiele mroźniej, niż wewnątrz. Gdy sir Firewood już chciał wsiąść na konia, złapałam go za ramię, powstrzymując go chwilowo od tego zamiaru.
- Sir - szepnęłam, patrząc mu w oczy z powagą - Niechaj bogowie mają cię w opiece. - po chwili wahania wtuliłam się w niego, jakbym miała go już nigdy nie zobaczyć. Nie wiem, dlaczego, ale zawsze zakładam najczarniejsze wersje zdarzeń.

Arkadius?
Matulu, przepraszam za okropność tego opowiadania, w szkole/po szkole mam tak bardzo obniżony nastrój T_T

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała prudence. z Panda Graphics.