Zaklęłam pod nosem, zaraz karcąc się w myślach. Czy tak zachowuje się córka lorda?
W sumie mogę nią już nie być. Dlaczego? Bo uciekłam z rodzinnego Winterfell, gdzie mieszkam z ojcem pod skrzydłami wujka. A raczej mieszkałam.
Ojciec chciał mnie wydać za jakiegoś bogatego lorda południa, tak daleko od moich kochanych gór...nie miałam zamiaru czekać na mego przyszłego małżonka, żeby przekonać się, że jest spasłą świnią po pięćdziesiątce. Mam siedemnaście lat, jestem za młoda, żeby tak skończyć.
Nie miałam odwagi otwarcie przeciwstawić się ojcu, nie przy jego ludziach. Przyszłam do niego wieczorem i przedstawiłam swoje stanowisko...może zbyt ostro. Kazał mnie zamknąć w pokoju. Wiedział, że spróbuję uciec. To nie pierwszy raz. Zawsze jednak mogłam liczyć na kochaną ciocię, do której wysłałam kruka tego samego dnia. Ona napisała do mojego ojca, że chce przyjąć mnie na swoim dworze...on jednak się nie zgodził. Wiedział, że znowu wywinę się od ślubu. Ja tam nie liczyłam, ale to podobno już siódmy raz. Zmuszona byłam więc wykraść klucze, ukraść konia, prowiant...długo by wymieniać, a zaczyna gryźć mnie sumienie.
I teraz jestem w drodze do niej, mając u boku tylko moją kochaną Nymerię - pół wilka, pół wilkora.
Kasztanka prychnęła, jakby czytając mi w myślach.
- No dobra, i ciebie, ty chabeto - mruknęłam
Miałam naprawdę zły dzień. Karczmarz odmówił mi noclegu i musiałam spędzić całą noc w stajni. Ludzie Starków wciąż mnie szukają, chociaż zapewne nie dotarli tak daleko. Ale wieści szybko się rozchodzą...
Nałożyłam na głowę kaptur, chowając długie włosy i rysy twarzy. Nagle usłyszałam za sobą czyjś głos.
- Hej, lala. Wyglądasz dziś olśniewająco, co powiesz na jedną nockę?
Odwróciłam się jak rażona piorunem. Czy to jeden z ludzi ojca? Przyjrzałam się uważnie mężczyźnie. Miał ciemne włosy opadające na kark, orli nos i lekki zarost. Dopiero po chwili zauważyłam śmieszny warkoczyk. Miał na sobie jedynie czarny płaszcz, żadnych barw rodowych. Odetchnęłam z ulgą. Nie znam tego człowieka.
Jegomość zrobił parę kroków w moją stronę, lekko się zataczając. Z bliska dopiero zobaczyłam, jak bardzo jest blady i ma podkrążone oczy. Włączył mi się tryb uzdrowicielki. Zapomniałam o tym, że chwilę wcześniej mnie obraził.
- Nic panu nie jest, ser?
Na dźwięk mojego głosu zza konia wyskoczyła Nym, szczerząc groźne kły. Uspokoiłam ją gestem ręki.
Sięgała mi niemal do ramion, a mężczyźnie może do pasa. Trudno z tak wielkim zwierzęciem wędrować przez królestwo nie wzbudzając sensacji, ale bez niej nie byłabym bezpieczna. Przybysz drgnął lekko i zatrzymał się w miejscu, po chwili przeniósł wzrok z niej na mnie. Jego ciemne oczy zrobiły się trochę bardziej żywe.
[Barristan?;w; Trochu brak weny]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz