Do sali tronowej wbiegł goniec, dysząc ciężko. Musiał biec ile sił w nogach, gdyż ledwo co mógł złapać oddech.
- Panie... - wysapał, kłaniając się przed moim ojcem. Król, siedzący wygodnie na tronie, zakaszlał ostro. Choroba ani nie postępowała, ani nie ustępowała. Nie wiadomo, na co chorzał mój ojciec, ale chyba nie było to nic uleczalnego. Nikt nie wiedział, kiedy zegar jego życia przestanie tykać; niby czuł się gorzej, a następnego dnia już trochę lepiej. A jednak coś mu dolegało.
- Mów. - nakazał zachrypniętym głosem, opierając podbródek na dłoni. Wydawał się być dumnym i silnym władcą, gdy siedział tak na podwyższeniu. Brakowało mu tylko ślicznej Dacey, którą ostatnio widziałam jako ośmiolatka.
- Wciąż brak wieści od Gwardzisty, panie. - poinformował z malującym się bólem na twarzy - Przeszukaliśmy Przystań, przeszukaliśmy okolice, a do tego trasę, którą podążał ser Firewood. Zniknął i ani po nim widu, ani słychu.
- Mógł zdezerterować. - mruknął król chrapliwie i jakby od niechcenia.
- Ojcze! - odezwałam się momentalnie, patrząc na niego z wyrzutem - Ser Arkadius nie byłby do tego zdolny, dobrze wiesz!
- Cichaj! - odparł, marszcząc brwi. Usiadł na tronie wygodniej, pogrążając się w zamyśleniu. Goniec wciąż stał przed nim w bezruchu, oczekując jakiegokolwiek rozkazu - A północ...? - zapytał po chwili - Przeszukaliście gród Harclay'ów, gdzie miał jechać?
- Tak, panie. - odparł posłaniec, niemalże automatycznie.
- Może to ci cholerni Velaryonowie, psiakrew! - zaklął ojciec - Nich ich inni porwą...
- Tatku... - podniosłam na niego oczy błagalnie - ... proszę, proszę, odszukaj go.
- Ly, proszę, nie przeszkadzaj. - syknął tak, abym tylko ja go usłyszała - Nie pomagasz.
- Ale poślij tam rycerzy. - upewniałam się - Niech go znajdą.
Ojciec przestał już reagować na moje słowa i wdał się w rozmowę z gońcem. Ku mojej uciesze, ostatecznie rozkazał również, by rozesłać kruki po strażnicach w całym królestwie, by w każdej jego części szukać Gwardzisty. Nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu na tę wieść. Muszą go znaleźć, byłam pewna, że tak będzie. Tym bardziej, że ser Arkadius był mym ulubionym rycerzem (również pewnie dlatego, że najmłodszym w Gwardii), więc chciałam dopomóc jego odnalezieniu ze wszystkich sił.
***
Od dwóch dni nie było wieści o zaginionym - ani żadnego tropu, ani śladów. Po usilnym przebłaganiu mego ojca, wyruszyłam - oczywiście razem z naszymi rycerzami - na wyprawę na północ, czyli tam, gdzie najprawdopodobniej zaginął rycerz. Koń, wypożyczony z naszej stajni, był dostosowany do moich umiejętności jeździeckich - charakteryzował się łagodnością i spokojem, stępując leniwie przez północne tundro-podobne niziny. Gdy dotarliśmy do celu naszej podróży, czyli bazy oddalonej o kilka kilometrów od muru, schroniliśmy się w tamtejszych namiotach. Nigdy nie lubiłam tejże akurat bazy - zawsze było tu zimno, a w nocy mroźny wiatr targał czerwono-szary materiał namiotów z naszytym gryfem - godłem Weaverów. Ogólnie nie lubiłam tej części Westeros. Nie przywykłam do tego mrozu i ciężkich warunków, gdyż zawsze siedziałam sobie na gorącym południu. Mortimerowi najwyraźniej to nie przeszkadzało, gdyż biegał tam i z powrotem, zupełnie nie przejmując się temperaturą. Gdy nadeszła noc, nie mogłam zasnąć, targana myślami. Moje optymistyczne nadzieje powoli ustępowały miejsca gorzkiej prawdzie - pomimo poszukiwań, ser Firewood wciąż nie został znaleziony. Co, jeśli nie żyje? Moje refleksje przerwał Mo, trącający mą rękę.
- Co jest, Mo? - zapytałam, drapiąc go za uchem. Wilkor szczeknął i skierował się w stronę wyjścia. Podążyłam za nim. Takie zachowanie zazwyczaj o czymś znaczy, więc nie mogłam tego zignorować. Znowu tchnęła we mnie nadzieja.
- Halo? - zawołałam stłumionym głosem. To mógł być Arkadius, ale równie dobrze największy wróg. Nocną porą było tu przerażająco; sowy huczały, gdzieś łamała się gałązka, a w oddali wyły wilki. - Halo? Czy ktoś tu jest?
Musiałam być ostrożna; gród Stoutów był gdzieś w pobliżu, a nawet głupi wie, że od zawsze świetnie dogadywali się z Velaryonami. A może to oni stoją za zaginięciem?
Arkadius? >.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz