Trzymajcie mnie, bo mu urwę jaja.Z moich obserwacji wynikało, że koleś jest wczorajszy. Mimo podłego humoru chciałam zachować zasady dworskiej etykiety, na szczęście on nie. Więc czemu ja muszę? Zmierzyłam go wzrokiem. Oczywiście nie powiem mu prawdy. Na szczęście błoto skutecznie ukrywało bogactwo tkaniny, którą miałam na sobie.
- Z małej wioski niedaleko Winterfell.
- I dokąd zmierzasz?
Przygryzłam lekko wargę.
- A tu i tam. Nie powinno cię to obchodzić, bękarcie.
Skrzywił się i uśmiechnął pod nosem.
- Już wolę, żebyś mówiła mi Barristan.
Zapewne sądził, że teraz ja się przedstawię. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Z godnością złapałam konia za uzdę i poszłam dalej, nie zaszczycając mężczyzny nawet przelotnym spojrzeniem. Czułam jednak jego wzrok na sobie.
***
Obudziło mnie walenie do drzwi. Spojrzałam za okno, musi być środek nocy. Strażnicy z pochodniami patrolowali ulice, słychać było jedynie cykanie nocnych owadów.
- Lady Stark, proszę otworzyć! - walenie nasiliło się
Jasny szlag. Jakim cudem tak szybko mnie znaleźli? Byłam już w kolejnym mieście-wsi, bliżej Bliźniaków. Tym razem dostałam pokój. Wędruję prawie tydzień, wcześniej zatrzymując się często...chyba zbyt. Pora zacisnąć pasa.
Drzwi wypadły z zawiasów z dzikim hukiem.
Nymeria skoczyła na nich, mężczyźni posypali się do tyłu jak domino. To dało mi czas na prześlizgnięcie się na parter. Pobiegłam do stajni, na szczęście były tam wszystkie moje rzeczy. Osiadałalam konia, szczęśliwie dobrze jeździłam i miałam sporą wiedzę na temat czworonogów. Wszystko zajęło mi dziesięć minut...zbyt długo. Usłyszałam wycie Nymerii gdzieś na zewnątrz...to był przeszywający dźwięk bólu i cierpienia. Nagle usłyszałam odgłos ścierającej się ze sobą stali o stal...
Zapominając o ucieczce, wparowałam z powrotem do karczmy. Przed oczami malował mi się widok niczym z książki dla nastoletnich dam: Jeden mężny mężczyzna przeciwko czterem, gotowy na śmierć z rąk wrogów w imię wyższej idei.
- Na co się gapisz?! Uciekaj! - odwrócił się w moją stronę, bluzgając słowami, o których istnieniu nie miałam pojęcia.
Był to ten sam mężczyzna, którego spotkałam rano.
Rzucił się w kierunku drzwi wyjściowych, łapiąc mnie mocno za ramię i ciągnąc za sobą.
- Śledziłeś mnie? - syknęłam
- Może odrobinę wyrazu wdzięczności?
Pobiegliśmy do stajni, gdzie wskoczył na mojego konia. Bez protestów siadłam za nim, mocno wbijając kolana w siodło i oplatając mojego "wybawcę" rękami w pasie. Ruszyliśmy galopem przed siebie.
***
Wciąż było ciemno, ale biały śnieg wyraźnie odznaczał się po bokach leśnej drogi. Emocje trochę we mnie opadły i zrobiłam się śpiąca, głowa skakała mi na wszystkie strony. Niespodziewanie Barristan zaskoczył z siodła, idąc w kierunku krzaków. Straciłam oparcie i niemal runęłam na szyję kasztanki. Wyprowadził z ciemności konia niemal tak białego, jak sam śnieg. Był piękny. Potarłam oczy i spojrzałam na rycerzyka.
- Dziękuję - powiedziałam ze szczerością w głosie.
Mężczyzna tylko prychnął kpiąco.
- Jesteś mi chyba winna wyjaśnienia.
Przecież mu nie powiem, że uciekam przed lordem Winterfell i jego bratem, a właściwie moim ojcem...ten typ mnie wyda za mieszek złota.
- Nie sądzę - wydęłam pogardliwie usta
- Dobra, tylko nie szczuj mnie tym swoim wilkiem.
Wciąż nie ufałam temu kolesiowi i nie chciałam przyznać, że aktualnie nie ma przy mnie Nym. Poradzi sobie, jak zawsze. I ja też.
- Z małej wioski niedaleko Winterfell.
- I dokąd zmierzasz?
Przygryzłam lekko wargę.
- A tu i tam. Nie powinno cię to obchodzić, bękarcie.
Skrzywił się i uśmiechnął pod nosem.
- Już wolę, żebyś mówiła mi Barristan.
Zapewne sądził, że teraz ja się przedstawię. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Z godnością złapałam konia za uzdę i poszłam dalej, nie zaszczycając mężczyzny nawet przelotnym spojrzeniem. Czułam jednak jego wzrok na sobie.
***
Obudziło mnie walenie do drzwi. Spojrzałam za okno, musi być środek nocy. Strażnicy z pochodniami patrolowali ulice, słychać było jedynie cykanie nocnych owadów.
- Lady Stark, proszę otworzyć! - walenie nasiliło się
Jasny szlag. Jakim cudem tak szybko mnie znaleźli? Byłam już w kolejnym mieście-wsi, bliżej Bliźniaków. Tym razem dostałam pokój. Wędruję prawie tydzień, wcześniej zatrzymując się często...chyba zbyt. Pora zacisnąć pasa.
Drzwi wypadły z zawiasów z dzikim hukiem.
Nymeria skoczyła na nich, mężczyźni posypali się do tyłu jak domino. To dało mi czas na prześlizgnięcie się na parter. Pobiegłam do stajni, na szczęście były tam wszystkie moje rzeczy. Osiadałalam konia, szczęśliwie dobrze jeździłam i miałam sporą wiedzę na temat czworonogów. Wszystko zajęło mi dziesięć minut...zbyt długo. Usłyszałam wycie Nymerii gdzieś na zewnątrz...to był przeszywający dźwięk bólu i cierpienia. Nagle usłyszałam odgłos ścierającej się ze sobą stali o stal...
Zapominając o ucieczce, wparowałam z powrotem do karczmy. Przed oczami malował mi się widok niczym z książki dla nastoletnich dam: Jeden mężny mężczyzna przeciwko czterem, gotowy na śmierć z rąk wrogów w imię wyższej idei.
- Na co się gapisz?! Uciekaj! - odwrócił się w moją stronę, bluzgając słowami, o których istnieniu nie miałam pojęcia.
Był to ten sam mężczyzna, którego spotkałam rano.
Rzucił się w kierunku drzwi wyjściowych, łapiąc mnie mocno za ramię i ciągnąc za sobą.
- Śledziłeś mnie? - syknęłam
- Może odrobinę wyrazu wdzięczności?
Pobiegliśmy do stajni, gdzie wskoczył na mojego konia. Bez protestów siadłam za nim, mocno wbijając kolana w siodło i oplatając mojego "wybawcę" rękami w pasie. Ruszyliśmy galopem przed siebie.
***
Wciąż było ciemno, ale biały śnieg wyraźnie odznaczał się po bokach leśnej drogi. Emocje trochę we mnie opadły i zrobiłam się śpiąca, głowa skakała mi na wszystkie strony. Niespodziewanie Barristan zaskoczył z siodła, idąc w kierunku krzaków. Straciłam oparcie i niemal runęłam na szyję kasztanki. Wyprowadził z ciemności konia niemal tak białego, jak sam śnieg. Był piękny. Potarłam oczy i spojrzałam na rycerzyka.
- Dziękuję - powiedziałam ze szczerością w głosie.
Mężczyzna tylko prychnął kpiąco.
- Jesteś mi chyba winna wyjaśnienia.
Przecież mu nie powiem, że uciekam przed lordem Winterfell i jego bratem, a właściwie moim ojcem...ten typ mnie wyda za mieszek złota.
- Nie sądzę - wydęłam pogardliwie usta
- Dobra, tylko nie szczuj mnie tym swoim wilkiem.
Wciąż nie ufałam temu kolesiowi i nie chciałam przyznać, że aktualnie nie ma przy mnie Nym. Poradzi sobie, jak zawsze. I ja też.
Barristan?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz