A więc, jak usłyszałem od "zbójów", dziewczyna jest Starkówną. To całkiem ciekawe, nie wpadłbym na to.
- No, no, młoda lady Stark. - uśmiechnąłem się z lekką pogardą - Nieźle się urządziłaś, że szuka cię tylu ludzi. Zastanawiać się tylko, cóż przeskrobałaś.
Dziewczyna zmarszczyła lekko brwi, zapewne tracąc cierpliwość. Zazwyczaj dziewczęta w jej wieku dość szybko ustępowały i spowiadały się ze wszystkiego. Muszę przyznać, że wśród tylu dam oraz dziewek, które przewinęły się przez moje życie, nie spotkałem aż takiej upartej, jak ta tutaj.
- I raczej się tego nie dowiesz. - odparła, siadając wygodniej w siodle.
- Przejeżdżałem kiedyś przez północ. - zacząłem, nieco zmieniając temat - Schroniłem się nawet na jedną noc w tym... Jak się nazywa ta wasza miejscówka? Winterfell? Twój tatko to całkiem równy gość, choć troszkę brak mu poczucia humoru. No, ale! Byłem tam chyba z dziesięć lat temu, gdy byłem jeszcze życiowym świeżakiem, bez celu i perspektyw. Wybrałem się wtedy na Mur, bo jeden z mych przyrodnich braciszków zdecydował się na przywdzianie czerni. Zachęcał nawet i mnie do dołączenia do Nocnej Straży, ale czy ja wiem, czy to dla mnie? Praca na Murze zalatuje nudą. Nie ma wina. I nie ma dziewcząt. - tym pięknym akcentem zakończyłem swój nie najkrótszy monolog, aż wreszcie wsiadłem na konia. Wierzchowiec parsknął cicho, jakby ochrzaniając mnie, że zostawiłem go na tak długo. Wybacz, stary, byłem zajęty zdobywaniem serc.
- Kiedyś i tak mi wyjawisz swój sekret. - dodałem, jakby od niechcenia, i ścisnąłem łydkami boki konia. Ruszył szybszym stępem przez leśną ścieżkę, a za nami pojechała dziewczyna od Starków.
- Nie sądzę. - odrzekła, wyraźnie już zmęczona ciągłym zaprzeczaniem - Nie licz na to.
- Trzeba będzie zlikwidować tamtych ludzi. - stwierdziłem, znowu przechodząc na inny temat - Jeżeli życie ci miłe, rzecz jasna. Bo mi, muszę powiedzieć, bardzo zależy na śmierci w późniejszym wieku, niż trzydzieści jeden lat, dlatego sugeruję zabicie ich w jak najszybszym tempie. Ty masz przerąbane, bo, nie wiem, za co cię szukają, ale załóżmy, że chcą cię porwać. Utrudniłem im to, więc od teraz jestem na ich liście ludzi do zabicia. Nie wiadomo, czy wezwą posiłki, co ty powinnaś sama lepiej wiedzieć.
- Mogą wezwać. - przyznała - Masz rację.
- I tu jest pies pogrzebany. - zatrzymałem konia i spojrzałem na nią tryumfalnie - Bo żeby odszukać tych facetów i skrytobójczo ich zamordować, zanim przyjdzie dla nich pomoc, trzeba znać ich tożsamość. A ty, jak zakładam, znasz.
Nasz dialog przerwał świst strzały tuż przed nami. Momentalnie zwróciłem się w stronę źródła owego zamachu, by dostrzec trzech uzbrojonych w nie najlepszej jakości miecze ludzi, zapewne leśnych zbójców czy inne dziwa. Zeskoczyłem z konia i wyciągnąłem z pochwy mój miecz.
- No, no, chodźcie tu, skoroście tacy odważni. - zawołałem - Chyba lepiej walczyć honorowo, niż zabić z daleka, jak jakieś tchórze?
Trzech rosłych osiłków wyskoczyło zza gęstwiny z nienawiścią wymalowaną na twarzy. Nie byli to prześladowcy Starkównej, gdyż nie rozpoznałem ich twarzy, a poza tym byli inaczej ubrani. Pewnie jakieś zwykłe leśne plemię, ot co.
Odskoczyłem zgrabnie od jednego z nich, po czym wbiłem mu miecz prosto w środek szyi. Krew trysnęła prosto na mnie, jednak nie przejąłem się tym faktem. Zanim jednak zdołałem się odwrócić, drugi z nich, pędzony siłą wściekłości po śmierci kompana, schwytał me gorzej zbudowane ciało i, zamykając mnie szczelnie w obrębie swych ramion, skierował twarzą do lady Stark, przykładając swój sztylet do mojej szyi. Nie było mowy o wydostaniu się, był zbyt mocno zbudowany.
- I co teraz? - zarechotał ten trzeci, chyba najsilniejszy z nich, o ile nie herszt - Mamy warunki, jeśli chcesz, żeby twój kochaś przeżył.
- ... myślisz, że to odpowiedni dzień na moją śmierć? - wtryniłem się w jego przemowę.
- Przymknij się. - mówca przyłożył swój nożyk do mojego policzka i naciął go, a po mej twarzy spłynęła strużka krwi. Zacisnąłem mocno zęby, by tylko nie syknąć z bólu.
- ... Dajecie nam konie i siebie w niewolę. - zaproponował - Zobaczymy, jaką teraz jesteś przyjaciółką tego tu wyszczekańca. Uciekasz albo zostawiasz go samego. Nie próbuj nawet atakować, bo od razu będzie po twym przyjacielu.
- Jedź stąd. - zwróciłem się do dziewczyny - Uciekaj, potem się...
Nie dokończyłem, gdyż zostałem przyduszony przez silne ramię zbója. Byłem niemal pewien, że się z tego jakoś wywinę, nawet, jeśli trafię do tej ich niewoli. Przecież już nie takie przygody przeżywałem...
Ariana?
Niby pomysł, ale nie wiem, czy dobry :')
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz