niedziela, 29 stycznia 2017

Od Lyanny C.D. Jimmiego

- Gdzie znowu byłaś? - zapytała Isosha, moja służka, gdy wróciłam do komnaty. Czytała jedną z opasłych tomiszczy z mej biblioteczki. Normalnie nie pozwalałam zbytnio nikomu przebywać w mym pokoju, a tym bardziej ruszać mych ksiąg, ale Isosha stała się dla mnie bardziej przyjaciółką niźli poddaną, więc zwracałyśmy się do siebie per "ty". Mówiłyśmy sobie wszystkie nasze sekrety i wiedziałyśmy dobrze, że możemy na sobie polegać.
- Znowu spotkałam Jima. - rzuciłam, ściągając z siebie futro i wkładając je na samo dno ogromnej szafy. Gdy to uczyniłam, usiadłam na łóżku, ziewając przeciągle.
- I co, gołąbeczku? - zapytała. Musiała być niezwykle zainteresowana tym tematem, skoro oderwała się od lektury, gdyż zdarza jej się to naprawdę rzadko - To już miłość?
- Co? - zapytałam, trochę rozespana - Nie, skąd. Pamiętasz te plotki o tej rzekomej bestii? - zapytałam, zmieniając temat.
- Mhm... - mruknęła, znowu wracając do czytania. Minął ciekawy temat, minęła jej stuprocentowa uwaga.
- ... Jednak istniała, wiesz? - ciągnęłam - I Jim ją ponoć zabił. Wraz z Mortimerem.
- Oddałaś Mo pod opiekę prawie obcego faceta? - były rzeczy, które Isosha wiedziała o mnie na pewno. Jedną z nich był fakt, że wilkor był od zawsze mym oczkiem w głowie.
- Znaczy... - zaczęłam, próbując się tłumaczyć - ... Nie, to nie tak. Może inaczej. Mo dał nogę, gdy usłyszeliśmy tamtego zwierza. Wtedy Jim kazał mi zwiewać.
- Nie znałam cię od tej strony. - Iso uniosła brwi, śmiejąc się. Zamknęła wreszcie księgę, przeczuwając, że "ciekawy temat" nie skończy się zbyt szybko - Bo wiesz, nie masz w zwyczaju tak po prostu zwiewać, jak to powiedziałaś.
- Och, no wiesz. - jęknęłam, zrezygnowana - Siła perswazji. On jest bardzo przekonującym człowiekiem. I, zdaje się, dość honorowym. To była taka chwila zaufania.

***

Obudziłam się dość późnym rankiem. Gawędziłam z Iso bardzo długo - już nawet nie o moim nowym "kumplu", lecz o różnych innych, może nawet bardziej interesujących rzeczach. Gdy wstałam, służki nie było już w pokoju - jedynym śladem po niej były przygotowane przez nią ubrania dla mnie na dzisiejszy dzień. Wybrała zieloną, cieplejszą suknię z mej komody, obszytą różnymi wzorami. Zawsze trafiała w mój gust - ta była jedną z mych ulubionych. Tego dnia chyba nie miało wydarzyć się nic ciekawego - oprócz publicznej egzekucji dwóch morderców na głównym placu Przystani. Trzeba było przykładnie karać takowe osoby, by możliwie wystarczająco zredukować ilość innych ludzi ich pokroju. Niech wszyscy potencjalni mordercy wiedzą, co ich czeka za bycie przyłapanym na zbrodni.
Na placu zgromadziło się naprawdę dużo ludzi. Nawet nie trzeba było nikogo szczególnie zachęcać czy zapraszać - ludzie mają jakąś nieodgadnioną żądzę oglądania rozlewu krwi lub śmierci (rzecz jasna, nie swojej!). Wraz z mym ojcem stanęłam na boku placu. Władca wygłosił jakąś krótką regułkę i wydał wyrok. Rozglądając się po tłumie, zauważyłam znajomą twarz. Jim najwyraźniej skądś wracał i zaszedł, chcąc nie chcąc, na chwilkę na plac, by spojrzeć na widowisko. Uśmiechnęłam się do siebie na jego widok, właściwie nawet nie wiem, dlaczego. Był, jak sądzę, po prostu ciekawą osobą - ot co.
Po wszystkim poprosiłam strażników, żebym mogła zostać jeszcze chwilę na placu. Miejsce to powoli zaczęło się wyludniać, a ludzie kontynuowali swoje rozmowy, jak gdyby nic się właśnie nie stało. Gdy spojrzenia moje i Jima się spotkały, pomachałam do niego, uśmiechając się lekko.

Jim? c:
Odrobinkę brak pomysłu :')

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała prudence. z Panda Graphics.