Podniosłem się z ziemi, rozglądając się dookoła. Na pierwszy rzut oka nie rozpoznawałem okolicy, ale wkrótce uświadomiłem sobie, że leżałem sobie pod drewnianą ścianą ogólnodostępnej stajni. Przeanalizowałem szybko w głowie jej położenie - jakoś nie pasował mi fakt, że karczma była cztery długie ulice dalej. Jak się tam znalazłem, tego nie wiedziałem, ale fakt faktem - miałem potwornego kaca. Gdybym mógł, najchętniej wypiłbym nawet wodę z końskiego poidła. Gardło paliło mnie z bliżej niewyjaśnionych przyczyn niemiłosiernie, a głowa łupała tak, jakby miała zaraz pęknąć. Nabrałem dużo powietrza w płuca, by chwilę potem wypuścić je ze świstem. Chciałbym móc powiedzieć, że muszę się ogarnąć, ale przecież nie miałem takiego obowiązku - nikt mnie nie gonił, nikt za mną nie łaził, nikt mnie nie znał i nikt nie miał nade mną władzy. Podpełzłem wolno do któregoś ze stoisk z różnymi napojami i chwyciłem pierwszy lepszy z nich. Pomimo protestów zdumionego sprzedawcy, nalałem sobie płynu do kubeczka i wypiłem duszkiem. Wino? Poprzedniego dnia na pewno spożyłem go zdecydowanie za dużo, ale ktoś mi kiedyś mówił, że jego mała ilość również nieco zaspokaja kaca. Plotki plotkami, legendy legendami, ale w tym momencie miałem głęboko w dupie to, czy jedna porcja więcej mi zaszkodzi, czy też nie.
- Zapłać za to teraz. - sapnął ze złością puszysty mężczyzna zza stołu - To najwytrawniejsze wina w okolicy, za darmo ich nie dostaniesz.
- W okolicy dwóch metrów? - odparłem, opierając się ręką o stoisko - Chrzań się, stary. Pociesz się złotą monetą. - wyjąłem z sakwy jedną z nich i rzuciłem w jego kierunku - Nie dziękuj.
Ruszyłem dalej, próbując jakoś rozruszać obolałe stawy. Czułem, jak strzelają mi kości przy każdym z manewrów. Cóż, myślałem, że moja kondycja nie będzie tak marna po zaliczeniu ostatniego wieczoru tylu rozpustnic. Myliłem się najwyraźniej, aczkolwiek mej uwadze nie umknęła jakaś urocza panienka, idąca, trzymając konia za uzdę. Nie miała przy sobie nikogo, tylko ona sama.
- Hej, lala. - zagaiłem do niej, gdy się zatrzymała - Wyglądasz dziś olśniewająco, co powiesz na jedną nockę? - puściłem do niej oczko, uśmiechając się lekko kpiąco.
- Zapłać za to teraz. - sapnął ze złością puszysty mężczyzna zza stołu - To najwytrawniejsze wina w okolicy, za darmo ich nie dostaniesz.
- W okolicy dwóch metrów? - odparłem, opierając się ręką o stoisko - Chrzań się, stary. Pociesz się złotą monetą. - wyjąłem z sakwy jedną z nich i rzuciłem w jego kierunku - Nie dziękuj.
Ruszyłem dalej, próbując jakoś rozruszać obolałe stawy. Czułem, jak strzelają mi kości przy każdym z manewrów. Cóż, myślałem, że moja kondycja nie będzie tak marna po zaliczeniu ostatniego wieczoru tylu rozpustnic. Myliłem się najwyraźniej, aczkolwiek mej uwadze nie umknęła jakaś urocza panienka, idąca, trzymając konia za uzdę. Nie miała przy sobie nikogo, tylko ona sama.
- Hej, lala. - zagaiłem do niej, gdy się zatrzymała - Wyglądasz dziś olśniewająco, co powiesz na jedną nockę? - puściłem do niej oczko, uśmiechając się lekko kpiąco.
Ariano? c:
Nie wiem, czy rasowy bed boj, ale cechy jakieś ma XD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz