Wśród drzew zamajaczyła mi postać jakiegoś jeźdźca. Pewnie przejechałabym obok niego, nie poświęcając mu większej uwagi, gdyby ten nie popędził konia do cwału i nie skierował się w przeciwną stronę. Potraktowałam to jako wyzwanie. Pewnie chciał się pościgać. Mi nie robiło to problemu. Wręcz przeciwnie. Dobrze zrobiłaby mi chwila rozrywki. Popędziłam Flamenco. Ogier błyskawicznie zrozumiał, o co chodzi. Sam z siebie przyspieszył jeszcze bardziej. Bez problemu dogoniłam nieznajomego. Siwek zwolnił na chwilę, a mój przeciwnik momentalnie to wykorzystał, wysuwając się na prowadzenie. Ja, tak jak z resztą Flamenco, nie chcieliśmy dać za wygraną. Docisnęłam łydkę, a koń przyspieszył. Znowu ja prowadziłam. Tak ścigaliśmy się dosyć długi odcinek. Raz prowadził nieznajomy, za chwilę to ja wysuwałam się na prowadzenie. Ogier zaczynał się powoli męczyć, ale ja za wszelką cenę chciałam wygrać. Nie pozostało mi nic innego, niż zepchnąć przeciwnika. Skręciłam siwka, tym samym zmuszając drugiego jeźdźca do zwolnienia i zjechania mi z drogi.
- Dalej, kochany, wygramy to. - ponagliłam Flamenco.
Koń z chęcią spełnił moją prośbę. Wjechaliśmy na polanę. Nagle jakaś szyszka trafiła w zad mojego wierzchowca. Ogier spłoszył się. Stanął dęba i wierzgnął. Nieprzygotowana na taki rozwój wydarzeń zleciałam na ziemię. Flamenco odgalopował przestraszony w las. Zaczęłam powoli się podnosić. Byłam trochę obolała, ale nie stało mi się nic poważnego. Byłam zdenerwowana. Rzucenie szyszką w mojego wierzchowca było niesprawiedliwe. Zdjęłam kaptur. Będący obok mnie nieznajomy zdziwił się. Nie miałam pojęcia czym. Zwróciłam się w stronę, w którą odbiegł Flamenco i zagwizdałam. Po chwili przybiegł do mnie nadal spięty ogier. Pogłaskałam go uspokajająco.
- To było nieuczciwe. - zwróciłam się do nieznajomego, starając się, aby mój głos brzmiał surowo.
Ledwo mi się to udało, bo nie potrafiłam długo chować urazy. Z mojej twarzy momentalnie zszedł wyraz zdenerwowania.
<Jim?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz