Westchnąłem ciężko, czując wtulające się we mnie, drobne ciało księżniczki. Objąłem ją ramionami, gładząc delikatnie po plecach. Nie spostrzegłem się nawet, kiedy moje usta dotknęły odruchowo jej czoła, składając na nim delikatny pocałunek.
- Niedługo po ciebie wrócę, moja pani - obiecałem. - Bezpiecznie doprowadzę cię do Królewskiej Przystani. Ufasz mi, moja lady?
- Dobrze wiesz, że tak, sir Arkadiusie - szepnęła cicho.
- W takim razie nie martw się o mnie, tylko nadal mi ufaj - poprosiłem. - Conrad, mój brat, nie da zrobić ci krzywdy. Będzie chronił cię przed każdym wrogiem, razem z mym ojcem i resztą Nocnej Straży. Oczywiście jestem też zdania, że nikt ci tutaj nie zagraża. Ja natomiast wrócę do ciebie najszybciej, jak to tylko możliwe.
Lady Lyanna nie odezwała się, nadal mnie nie puszczając, dopóki nie usłyszeliśmy czyichś kroków. Oboje spojrzeliśmy w tamtym kierunku i zobaczyliśmy Conrada, który najwidoczniej zaniepokoił się, iż księżniczka nie wróciła jeszcze do zamku. Widząc nas, uśmiechnął się lekko, a Lyanna z niechęcią odsunęła się ode mnie, odchodząc na kilka kroków.
- Pilnuj jej, Conradzie - rozkazałem bratu, wsiadając na konia. - To lady Lyanna jest najważniejszą osobą.
Nie dodawałem nawet 'w państwie', ponieważ nie tylko to miałem na myśli. Dla mnie także była najważniejszą osobą. Byłem jej równie oddany jak swojej rodzinie, może nawet odrobinę bardziej. W końcu to jej zaprzysiągłem oddać całe moje życie.
- A ty pilnuj siebie, Kade - ostrzegł. - Chcemy cię z powrotem w jednym kawału. Innego nie przyjmujemy.
Skinąłem z lekkim uśmiechem głową, a gdy brat otoczył księżniczkę ramieniem, prowadząc ją do zamku, ścisnąłem boki konia łydkami, zmuszając go do rozpoczęcia marszu. Jak zawsze przy Murze temperatura dokuczała niemiłosiernie, a zimne wiatry nie były moimi sprzymierzeńcami. W każdym razie uparcie brnąłem dobrze znaną mi drogą w stronę stolicy, wsłuchując się pomiędzy stukotem końskich kopyt i świstem wiatru w otaczającą mnie rzeczywistość, starając się wyłapać między tym dźwięki świadczące o jakimś niebezpieczeństwie. Nic takiego jednak nie słyszałem. Znajomość okolicy pozwoliła mi na mniejsze skupienie się na drodze, za to mogłem błądzić myślami po tym, co spotkało zarówno mnie, jak i rycerzy lady Lyanny. Układałem sobie w głowie to, co miałem zamiar powiedzieć królowi o naszej obecnej sytuacji.
***
- Król zaprasza cię do siebie, sir - powiedział sługa, kłaniając mi się i zanim zdążył otworzyć przede mną drzwi komnaty króla, sam to zrobiłem.
Wchodząc do środka, mój wzrok od razu spoczął na stojącym przy oknie starszym mężczyźnie, wyglądającym przez nie. Usłyszawszy moje kroki, król zwrócił się w moją stronę. Ukłoniłem się nisko.
- Mów wszystko - zażądał król. - Zaczynając od tego, gdzie jest Lyanna. I nalej sobie chociaż wina, na miłość boską.
Podziękowałem, podchodząc do stołu i nalewając sobie do dużego kielicha wina. Dopiero co przybyłem do zamku, nie zdążyłem nawet napić się lub niczego zjeść. Jak najszybciej chciałem zobaczyć się z królem. Zanim zacząłem mówić, opróżniłem puchar, by jakoś załagodzić wysuszone gardło.
- Lady Lyanna przebywa w Czarnym Zamku pod opieką mego ojca, brata, jak również Braci z Nocnej Straży. Obawiam się jednak, iż w naszym obozie, niedaleko siedziby Stoutów, nie pozostał nikt żywy. Pragnę więc o pozwolenie na wyruszenie razem z twą armią, Wasza Miłość, by pomścić poległych, odzyskać ewentualnych zakładników i zmiażdżyć naszych wrogów - powiedziałem twardo.
- Jak sobie to wyobrażasz? - zapytał król.
- Że wyruszymy dumnie na przeciwników, bijąc przy tym w bębny - przyznałem szczerze. - Oni stosowali zasadzki i uderzali niehonorowo. My zmiażdżymy ich przewagą i otwartością. Proszę cię tylko, królu, byś pokierował na Stoutów armię i pozwolił mi wyruszyć razem z nimi. Gdy już walka się skończy, a niebezpieczeństwo minie, wrócę z naszą bezpieczną już księżniczką do zamku.
(Lyanna?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz