Byłam oszołomiona treścią listu, bo chociaż wiedziałam, że Arkadius był szanowanym i docenianym rycerzem, w oczach króla zapewne był pionkiem, którego z łatwością można zastąpić innym. Wiedziałam, iż myślenie takie jest niesprawiedliwe i oceniające, ale miałam swoje wyrobione zdanie. Młoda lady Weaver wzbudziła więc moją natychmiastową sympatię, zajmując się sprawą zaginięcia mego brata.
- Zniknięcie królewskiego Gwardzisty niewątpliwie wskazuje na spisek. Tacy ludzie wymagają od swego więźnia informacji, a Arkadius nigdy nie zdradziłby Korony, co w tej sytuacji nie najlepiej mu wróży - wytknęłam. - Lękam się o jego życie.
- Zawierz królowi i jego rycerzom, lady - poradził sir Carter. - Znajdą twego brata; inaczej być nie może. Szuka go całe królestwo.
- Nadchodzą ciężkie czasy - westchnęłam. - Obawiam się, że w królestwie jest teraz zbyt wielu spiskowców.
- Którym grozi śmierć z rozkazu króla - zauważył słusznie rycerz. - Powinna się pani położyć i zaufać bratu, że wróci. Wygląda lady bardzo blado.
- Ufam mu - powiedziałam cicho.
Oboje ruszyliśmy korytarzem w stronę zachodniego skrzydła, gdzie ja miałam swoją komnatę, a kilka pomieszczeń dalej sir Will dostał do dyspozycji pustą, przeznaczoną dla gości. Nie zwróciłam nawet uwagi, iż towarzyszy nam jeden ze służących, idąc przed nami z pochodnią, by oświetlić nam drogę. Byłam zbyt zajęta obserwowaniem tańczących na ścianie cieni. Mimo iż w dzieciństwie zawsze się ich bałam, teraz wydawały mi się takie niegroźne; odbijały tylko to, co oświetlone, wyłaniało się z ciemności. Po dotarciu pod mą komnatę, położyłam rękę na klamce, odwracając się do towarzyszącego mi rycerza.
- Dobranoc, sir - szepnęłam cicho.
- Dobranoc, lady - odparł, kłaniając się lekko i gdy weszłam do swej komnaty, usłyszałam dalsze kroki rycerza i służącego.
Rozebrałam się, zmieniając ubranie na szatę nocną i podeszłam do szafki, biorąc z niej grzebień i rozczesując swe niesforne włosy. Prawie zawsze robiłam to sama, nie lubiąc bycia czesaną przez służki, które chciały, a raczej miały obowiązek wyręczać mnie we wszystkim. Skończywszy tę czynność, położyłam się do wielkiego łoża, przykrywając się kołdrą i narzutą ze zwierzęcych skór, po czym zapadłam w płytki, niespokojny sen...
- Zniknięcie królewskiego Gwardzisty niewątpliwie wskazuje na spisek. Tacy ludzie wymagają od swego więźnia informacji, a Arkadius nigdy nie zdradziłby Korony, co w tej sytuacji nie najlepiej mu wróży - wytknęłam. - Lękam się o jego życie.
- Zawierz królowi i jego rycerzom, lady - poradził sir Carter. - Znajdą twego brata; inaczej być nie może. Szuka go całe królestwo.
- Nadchodzą ciężkie czasy - westchnęłam. - Obawiam się, że w królestwie jest teraz zbyt wielu spiskowców.
- Którym grozi śmierć z rozkazu króla - zauważył słusznie rycerz. - Powinna się pani położyć i zaufać bratu, że wróci. Wygląda lady bardzo blado.
- Ufam mu - powiedziałam cicho.
Oboje ruszyliśmy korytarzem w stronę zachodniego skrzydła, gdzie ja miałam swoją komnatę, a kilka pomieszczeń dalej sir Will dostał do dyspozycji pustą, przeznaczoną dla gości. Nie zwróciłam nawet uwagi, iż towarzyszy nam jeden ze służących, idąc przed nami z pochodnią, by oświetlić nam drogę. Byłam zbyt zajęta obserwowaniem tańczących na ścianie cieni. Mimo iż w dzieciństwie zawsze się ich bałam, teraz wydawały mi się takie niegroźne; odbijały tylko to, co oświetlone, wyłaniało się z ciemności. Po dotarciu pod mą komnatę, położyłam rękę na klamce, odwracając się do towarzyszącego mi rycerza.
- Dobranoc, sir - szepnęłam cicho.
- Dobranoc, lady - odparł, kłaniając się lekko i gdy weszłam do swej komnaty, usłyszałam dalsze kroki rycerza i służącego.
Rozebrałam się, zmieniając ubranie na szatę nocną i podeszłam do szafki, biorąc z niej grzebień i rozczesując swe niesforne włosy. Prawie zawsze robiłam to sama, nie lubiąc bycia czesaną przez służki, które chciały, a raczej miały obowiązek wyręczać mnie we wszystkim. Skończywszy tę czynność, położyłam się do wielkiego łoża, przykrywając się kołdrą i narzutą ze zwierzęcych skór, po czym zapadłam w płytki, niespokojny sen...
(Will?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz