Każdego się spodziewałam, tylko nie Dothraków. Dodatkowo dwójki. Cóż... Nie miałam w pojedynkę zbytnich szans. Nie chciałam uciekać, bo do tchórzy nie należę. Nie miałam nigdy styczności z Dothrakami, ale, z tego, co słyszałam, nie są zbyt litościwi. Starszy brat opowiadał mi o nich wiele. Jeden z nich, sądząc po długości jego warkocza, był znakomitym wojownikiem. Dothrakowie wymienili między sobą kilka zdań w nieznanym mi języku. Mój brat usiłował mnie czegoś nauczyć, ale takie rzeczy nie przychodziły mi łatwo. Jeden z nieznajomych kazał odłożyć mi łuk, ale ja nie zamierzałam go słuchać. Wolałam walczyć niż odłożyć broń. Nawet jeśli miałam zginąć wolałam zrobić to z honorem. Dothrakowie zaczęli się niecierpliwić. Jeden z nich nie wytrzymał już i wyjął bat. Machnął nim, a ten zaplątał się wokół łuku. Nie byłam na to przygotowana, więc bez problemu mi go odebrał. Jakby tego było mało, mój koń się spłoszył. Zaczął stawać dęba. Starałam się go uspokoić. Nie zajęło mi to dużo czasu. Na szczęście miałam przy sobie również miecz. Nie czekając dobyłam go. Mocniej chwyciłam wodze, aby mieć większą kontrolę nad koniem. Dothrak ponowił atak, lecz tym razem byłam przygotowana. Zrobiłam unik, a bicz nawet nie musnął mojego miecza.
- Walka nie leży w mojej naturze, więc nie chcę, aby do niej doszło. - powiedziałam. - Odejdźcie więc.
Nieznajomy zaśmiał się pod nosem, wyraźnie rozbawiony moim oporem.
<Drogo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz